Bajka o Amelce i starym zegarku 

Dawno, dawno temu, za górami, za lasami , a może nie tak dawno  
i nie tak daleko, w pewnym mieście, nie za dużym i nie za małym, żyła sobie mała dziewczynka o imieniu Amelka. 
Pewnego dnia wybrała się nad pobliskie jezioro. Kąpiąc się w jeziorze, dostrzegła coś błyszczącego na dnie. Zanurkowała i wyłowiła bardzo stary, złoty zegarek. Postanowiła dokładniej mu się przyjrzeć. Ku jej zdziwieniu okazało się, że on działa, trzeba tylko ustawić godzinę. Było samo południe,  więc Amelka ustawiła godzinę 12:00 i w tym momencie poczuła się senna. Przymknęła na chwilę oczy…                                 Gdy je otworzyła, znalazła się zupełnie gdzie indziej. Była to stara drewniana chata, dach pokrywała trzcina, a okna zdobiły bordowe okiennice. Dziewczynka otworzyła drzwi pokoju i przez sień przeszła do kuchni. Ujrzała tam kobietę w wieku swojej mamy, ubraną jak dla niej trochę dziwnie. Kobieta miała na sobie białą koszulę z lnianego płótna zapinaną na guziki z marszczonymi rękawami, a na niej borową westkę, a do tego marszczoną spódnicę tego samego koloru co kamizelka. Na głowie gospodyni pysznił się haftowany czepiec zawiązany pod brodą na kokardę  i wykończony białą, pozłacaną koronką. Stała ona przy kaflowej kuchni i coś gotowała. Gdy kobieta zobaczyła Amelkę, uśmiechnęła się do niej i powiedziała: 

- Witaj dziecko. Jestem Oriana. Wróć do pokoju i się przebierz, nie możesz chodzić w tym ubraniu. W szafie masz stroje. Zrób to szybko. Zaraz podaję do stołu. 

Amelka nic z tego nie rozumiała, ale posłusznie poszła do pokoju. Zmieniła swoje ulubione jeansy na niebieską spódnicę, a bluzę  
z kapturem na białą koszulę i niebieską kamizelkę. Gdy wróciła  
do kuchni, stół był już nakryty, a gospodyni czekała na nią i powiedziała: 

- Siadaj i częstuj się. Pewnie zastanawiasz się, co tu robisz? Później zabiorę Cię w pewne miejsce i wszystko Ci wyjaśnię. 

 - Dobrze  - powiedziała Amelka, po czym zapytała, patrząc na potrawy. 

- Co to za dania? Nigdy takich nie widziałam. 

-To są nasze specjały. Tu masz dzyndzałki, a to zupa karmuszka,  
na deser przygotowałam brukowiec mazurski. Będzie Ci smakowało - wyjaśniła Oriana. 

Faktycznie, dania były pyszne. Amelka podziękowała za posiłek,  
po czym zapytała: 

- Powiesz mi teraz, gdzie jestem i co tu robię? Dokąd chcesz mnie zabrać i po co? 

- Chodźmy. Zaraz się wszystkiego dowiesz. 

Podążały w stronę puszczy brzegiem krętego koryta rzeki. Gdy weszły do lasu, dziewczynka nie mogła się nadziwić, jak tam jest pięknie. Wokoło było zielono, pachniało żywicą, słyszała śpiew ptaków, mijała polanki pełne jagód, malin i jeżyn, było mnóstwo grzybów, a leśne zwierzęta jakby wychodziły im na powitanie. W końcu dotarły na miejsce, czyli do niedużego drewnianego domku, przed którym siedziała stara kobieta z czarnym kotem na kolanach.  

- Witajcie – powiedziała. - Amelko, to ja Cię tu sprowadziłam. 

- Ale jak to? I po co? - zdumiała się dziewczynka. 

- Jestem szeptuchą, mam dar wróżenia, leczenia, rzucania uroków  
i jestem twoją praprapraprababką, więc i ty masz ten dar. Niestety,  
w naszej okolicy zaczęło się źle dziać. Jestem już stara i sama niewiele mogę zrobić, musisz mi pomóc. 

- Ale co i jak? - zapytała Amelka. 

- Nasze strony opanowały upiory.  Rusałki wabią rybaków i zabierają w wodną otchłań, by ofiarować ich w niewolę Szpetnego Topicha,  Kautki. Myśliwych nie wypuszczają już z lasu, a Ognik prowadzi wędrowców na zgubę. Jeśli dalej tak będzie, grozi nam głód i zagłada. Jesteś w krainie tysiąca jezior i zielonych puszcz. To wody dostarczają nam ryb, lasy zwierzynę na mięso, owoce leśne oraz opał, są też naszym schronieniem. Tylko ty możesz to powstrzymać. 

- Co ja mogę zrobić? - Amelka nie rozumiała, jak mała dziewczynka może powstrzymać upiory. 

-  Zbliża się Tydzień Rusałek, to ich święto. Spotykają się wtedy pod swym świętym drzewem, to wielki jawor na skraju puszczy, przy brzegach jeziora. Wychodzą z wody, siadają na jaworowych gałązkach i śpiewają przepięknie. Wabią tym śpiewem nie tylko ludzi, ale i złe upiory, które siadają pod drzewem, by słuchać. Tego dnia musisz tam być i schwytać wszystkie upiory w magiczne lustro. Proszę, oto ono.  

Szeptucha podała jej małe, złote zwierciadło. Po czym dodała: 

- Pamiętaj, aby go nie potłuc, bo wtedy zadzieje się straszna rzecz,  otóż inne uwięzione w nim zmory wrócą. Ale to nie wszystko. Gdy wrócisz do domu, musisz przy pełni księżyca zakopać lustro i złoty zegarek pod diabelski kamień, następnie posypać to miejsce magicznym pyłem, by nikt nie odważył się ich wykopać.  

- Kiedy Rusałki zaczynają święto? - Amelka zastanawiała się, jak długo musi tu zostać. 

- To już jutro. Przenocujecie dziś u mnie. Musicie wypocząć. Oriana zaprowadzi Cię pod święty jawor. 

Następnego dnia Amelka wstała bardzo wcześnie i Oriana zaprowadziła ją na skraj puszczy. 

- Dalej musisz iść sama. Dla mnie jest to zbyt niebezpiecznie, a ciebie chronią dobre moce - powiedziała kobieta. 

Amelka usłyszała, że Rusałki już zaczęły śpiewać i nie musiała czekać zbyt długo na pojawienie się publiczności. Wszystkie złe upiory siedziały pod jaworem i były tak oczarowane śpiewem, że nie zauważyły, jak dziewczynka podeszła bliżej. Wzięła w dłonie magiczne lustro i skierowała w stronę jaworu. Wszystkie upiory wciągnęła gładka tafla lustra. Został tylko jeden Chobołd, ale mówił, że on sprowadza na ludzi tylko dobrobyt a nie niedole, zamienił się w ptaka i odleciał. 

Amelka przytuliła do siebie ostrożnie lustro, by go nie potłuc i wróciła do leśnej chaty, gdzie czekała na nią jej praprapraprababka. Ucieszyła się na widok dziewczynki. Wręczyła jej woreczek z magicznym pyłem i powiedziała: 

- Dziękuję Ci za pomoc. A teraz szybko ustaw złoty zegarek na godzinę 8:00. Gdy to zrobisz, przeniesie Cię on pod diabelski kamień, a tam będzie pełnia księżyca. Uczyń, co trzeba. Po wszystkim obejdź kamień trzy razy i zamknij oczy, wówczas przeniesiesz się do domu. I pamiętaj dziecko, że zawsze będę blisko, w końcu komuś muszę przekazać swą wiedzę. Amelka uczyniła jak szeptucha jej kazała.  

Rano obudziła się w swoim łóżku. Myślała, że to był sen, ale miała na sobie niebieską spódnicę, białą, lnianą koszulę i westkę. Gdy podeszła do okna, ujrzała, że do domku naprzeciwko ktoś się wprowadza, jakaś kobieta w sędziwym wieku. Dziewczynka przyglądała się dłuższą chwilę i z niedowierzaniem rozpoznała w niej swoją praprapraprababkę. Sąsiadka zauważyła ją i pomachała. Po chwili dziewczynka znalazła na parapecie krótki liścik o treści: ,,Amelko, koniecznie odwiedź mnie wieczorem. Mówiłam, że będę blisko, mamy dużo nauki. Całuję. Twoja stara babunia. Mieszkam naprzeciwko."  

Amelka uśmiechnęła się tylko… 

 

Wiktoria Nowakowska 

Klasa 4a 

Szkoła Podstawowa nr 14 w Olsztynie 

 

 

 

Buciki z napisem

 

W miasteczku, na północy Polski, mieszkała mała Pola. Miała dwóch młodszych braci, była to wspaniała rodzina.
Pewnego dnia mama dziewczynki poprosiła ją, by przyniosła ze strychu świąteczne skarpetki. Pola szybko tam poszła, ale bardzo się bała, bo przypomniała sobie historię, którą opowiadała jej mama – o warmińskim demonie Kłobuku. Ze strachu i pośpiechu potknęła się o zielone pudełko, z którego wypadły małe, czerwone buciki. Pochyliła się, by dokładnie je obejrzeć i zobaczyła napis: „Załóż mnie, a przeżyjesz przygodę”. Bardzo ją to zaintrygowało, więc od razu zapragnęła je założyć. Przymierzyła buty, a w momencie ich nałożenia stało się coś dziwnego, poczuła chłód i głośny szum, jakby leciała samolotem. Popatrzyła przed siebie i … z niedowierzaniem ujrzała piękną, srebrzystobiałą postać. Rozpoznała w niej Królową Śniegu. Dziewczynka oczom nie wierzyła, a królowa patrzyła na nią jasnoniebieskimi oczami. Obok niej siedział Kaj, w ogóle się nie ruszał, był bardzo smuty i prawie zamarznięty. Pola chciała mu pomóc, zaczęła biec w jego stronę, ale Królowa Śniegu zatrzymała ją silną śnieżycą i powiedziała:
- On nie czuje zimna, jest tu szczęśliwy.
Pola doskonale znała tę opowieść. Wiedziała , że lepiej z nią nie zadzierać, ale nie zamierzała też się poddać. Oddaliła się od zamku królowej, aby opracować plan działania. Nagle zauważyła Gerdę, która siedziała na kamieniu, bardzo płakała. Podeszła do niej i spytała się, co się stało. Gerda nie wiedziała, skąd się wzięła na tym pustkowiu. Opowiedziała, że jej przyjaciel jest więziony przez okrutną i bezwzględną władczynię. Pola obiecała pomóc odczarować Kaja.
W oddali stał szałas, gdy doszły do niego, postanowiły się tam ogrzać
i rozpaliły ognisko. Gdy zrobiło się im cieplej, Gerda przypomniała sobie historię o diamencie z czerwoną kroplą, który może przemienić serce królowej. Zastanawiały się, gdzie można ten magiczny kamień znaleźć i czy jest to prawda. Wtedy wyszedł szczur, który umiał mówić. Gryzoń powiedział, że ten cudowny przedmiot znajduje się pod lodem, w pąku róży, niedaleko stąd, w małym jeziorku. Można do niego swobodnie dojść i zobaczyć go. Dodał też to, że aby róża pękła i oddała diament, trzeba być obdarzonym darem przyjaźni i miłości. Niezwykłe zwierzę zaproponowało swoją pomoc i zaprowadziło je w to miejsce. Dziewczynki poszły więc za nim, trzymając się za ręce obserwowały zamarznięte drzewa. Po pewnym czasie zobaczyły jezioro, a pod cienką warstwą lodu w niewielkiej odległości od brzegu ujrzały czerwoną różę. Gerda ze strachem dotknęła miejsca, gdzie był kwiat. Lód od razu pękł, a róża powiedziała:
- Masz dobre serce, kochasz Kaja, twoja przyjaciółka pragnie pomagać ludziom, dlatego daję wam diament. Gdy królowa go dotknie, jej serce ogarnie ciepło, poczuje wasze dobro, miłość i przyjaźń. Stanie się dobrą istotą, będzie dawała ludziom szczęście, radość i wolność. Dziewczynki wzięły cenny dar, podziękowały róży i poszły do królowej. Gdy ta zobaczyła taki piękny kamień, od razu go dotknęła. W tej samej chwili słońce zaświeciło, śnieg zaczął spokojnie prószyć, a Kaj rzucił się Gerdzie w ramiona. Pola bardzo się wzruszyła, potrzebowała chusteczki i zatęskniła za mamą. Zdjęła buciki, bo były mokre i coraz bardziej odczuwała zimno. Wtedy znalazła się na strychu. Była zdezorientowana… Po chwili domyśliła się, że gdy zakłada buciki, to przenosi się do innych bajek, a w momencie ich zdjęcia, wraca z powrotem do miejsca, gdzie je zakładała. Pola przestraszyła się trochę tego dziwnego zjawiska, ale ciekawość zwyciężyła, więc znowu włożyła buciki… i niemal w tej samej chwili znalazła się w baśniowej krainie. Ze zdziwieniem stwierdziła, że nie odczuwa chłodu. Zaciekawiona rozejrzała się i na brzegu małego stawku zobaczyła małe, szare kaczątko siedzące na brzegu gniazda. Jego bracia i siostry były żółciutkie jak słońce. Brzydkie kaczątko wyglądało na odrzucone przez resztę stada. Dziewczynka wzruszyła się jego losem i powiedziała mu, że nie powinno przejmować się swoim wyglądem, bo w przyszłości wyrośnie na pięknego łabędzia i wszyscy będą go podziwiać. Zwróciła też uwagę małym kaczuszkom, że nie należy wyśmiewać się i dokuczać innym, gdy ktoś nie jest najładniejszy. W tym momencie noga utkwiła jej w błocie, a bucik się trochę zsunął i w jednej chwili znalazła się znowu na strychu. Nagle usłyszała czyjeś kroki, to tata wchodził na górę. Szybko znalazła skarpetki. Okazał się, że tata przyszedł po choinkę, zapytał ją, czy pomoże ubierać świąteczne drzewko. Dziewczynka nie mogła się doczekać tej chwili, ale ciekawość, co się stanie dalej gdy złoży buciki, zwyciężyła. Powiedziała, że przyjdzie za chwilę. Po wyjściu taty od razu włożyła czarodziejskie buciki i przeniosła się do baśni “Dzikie łabędzie”. Pojawiła się w momencie, gdy Eliza miała umrzeć, robiła wtedy ostatnią bluzę z pokrzyw. Pola nie wiedziała, co zrobić, czas upływał, zaczęła krzyczeć z całych sił: “Eliza jest niewinna!”. Niestety, jej głos nie mógł się przebić do ludzi, którzy krzyczeli:
Zabić ją, zabić! To czarownica! Zniszczyć jej te bluzy !
Pola stanęła obok biednej Elizy i krzyknęła z całych sił:
- Ona jest niewinna !!!
Lecz nikt jej nie wierzył. Nagle pojawiła się Królowa Śniegu i śnieżycą rozgoniła niebezpieczny tłum ludzi. Pola była zdumiona. Królowa powiedziała, że ona pomogła zmienić jej serce, dlatego wkroczyła do innej baśni, by pomóc w tej trudnej sytuacji. Z karocy królowej wysiadła Gerda, dziewczynki ucieszyły się ze spotkania. Wspólnie opowiedziały swoją przygodę Elizie, a ona mogła spokojnie uratować swoich braci, rzucając koszule z pokrzyw na łabędzie, które nadleciały. Wszyscy byli szczęśliwi. Dziewczynki się pożegnały. Pola zdjęła buciki i znalazła się na strychu. Siedziała dłuższą chwilę, myślała o swoich przygodach, o dobrych uczynkach, o tym, że kiedy pomagamy innym, to pomagamy sobie, bo jesteśmy lepsi, a bez przyjaźni i miłości trudno jest przejść przez życie.

Koniec



Zuzanna Jasiulewicz
klasa 4a
Szkołą Podstawowa nr 14 w Olsztynie

 

 

“Skrzypek z rogu ulicy”


W pewnym niewielkim miasteczku, leżącym wśród wielu jezior żył raz chłopiec - już prawie piętnastoletni. Pochodził on z bogatego domu. Miał odziedziczyć wielką fortunę i interes po ojcu. Ojciec jego zasłynął z tego, że zbił majątek dzięki swojej bezduszności i chciwości. Co do jego matki - zmarła, gdy miał ledwo siedem lat. Zdążyła ona jednak nauczyć go trzech rzeczy: po pierwsze – należy się często modlić i co niedzielę chodzić do kościoła; po drugie – zawsze należy robić to, co podpowiada serce, nawet gdy kłóci się to ze zdrowym rozsądkiem; po trzecie natomiast, od dziecka uczyła go podstaw gry na skrzypcach, co malec od razu pokochał i sumiennie, co dzień ćwiczył co najmniej dwie godziny, a gdy miał wolny czas, to nawet dłużej. Nie trzeba więc mówić, jak dobry był z niego muzyk mimo młodego wieku. Ojciec nie był zachwycony pasją syna, którą uważał za stratę czasu, jednak nie zabronił mu rozwijania talentu. Zrobił tak chyba tylko ze względu na inne zalety dziecka. Trzeba bowiem dodać, iż chłopak był oczytany, błyskotliwy, inteligentny, posiadał również dużą wiedzę na wiele tematów. Miał też do perfekcji opanowaną etykietę.
Pewnego dnia, a konkretnie dwudziestego czwartego grudnia, czyli w Wigilię, młodzieniec wstał jeszcze przed świtem, by razem z ojcem zdążyć na jutrznię, odbywającą się w pobliskim kościółku. Na białą koszulę nałożył granatową wełnianą sukmanę, którą przewiązał krajką. Włożył czarne spodnie i długie skórzane buty, po czym wyszedł na nabożeństwo. Po powrocie zaczęły się przygotowania do wieczerzy. Pod sufitem na wykonanym z choinki wieńcu stały już wszystkie cztery świece, a w rogu pokoju umieszczono snop siana. Dzień upłynął w miarę przyjemnie. Gdy zaś przyszedł wieczór i za jakiś czas miała rozpocząć się wieczerza, a na stół podano gęś, pieczeń, kiełbasy, kilka ryb, a także groch i kaszę, nasz bohater przysiadł przy kominku i przygnębiony spojrzał przez okno na pokryte białym puchem ulice. Śnieg lekko prószył.
- Synu! - powiedział ojciec, wchodząc do pomieszczenia. Wyrwany z zamyślenie chłopak obrócił głowę, po czym wstał i podszedł do ojca. - Mam coś dla ciebie. Mam nadzieję, iż mój podarek ci się spodoba - dokończył wyciągając zza pleców średnich rozmiarów przedmiot.
- Nowe skrzypce! - powiedział ożywiony wielbiciel muzyki.
- Są zrobione z solidnego drewna. Mają również porządne struny. Smyczek wykonany jest z mocnego włosia. Mam nadzieję, że przypadną ci do gustu...
- Są wspaniałe, dziękuję!
- Bylebym tylko tego nie pożałował - westchnął starszy mężczyzna i odszedł. Jego syn natomiast ułożył instrument na ramieniu. Przeciągnął smyczkiem po strunach, wydobywając wysoki i piękny dźwięk. Zagrał ulubioną kolędę, zaraz jednak znów posmutniał. Powodem jego przygnębienia była świadomość, że za oknem wśród śniegu zamarzają teraz biedacy bez grosza przy duszy. Tymczasem on dostał prezent, a zaraz będzie śmiał się przy ciepłym kominku, jedząc do syta. Nie wiedzieć czemu, przypomniały mu się słowa matki: “Należy robić to, co podpowiada serce, nawet gdy kłóci się to ze zdrowym rozsądkiem”. Właściwie to nigdy nie widział w tym tekście nic wielkiego, ale teraz miał przeczucie, co powinien zrobić. Spojrzał na trzymane na kolanach skrzypce, po czym znów przez okno.
Nagle wstał i szybkim krokiem przeszedł przez dom. Z impetem otworzył drzwi kuchni, a następnie przeszedł do pomieszczenia dla służby. Siedział tam właśnie kucharz.
- Czy coś się stało paniczu? - zapytał zdziwiony.
- U...U...Ubranie! - wydyszał chłopak. Służący spojrzał na niego jeszcze bardziej zaskoczony. - Zamieńmy się - dodał po chwili, widząc minę rozmówcy.
Chwilę później chłopak biegł już po białej od śniegu drodze ze skrzypcami w jednej dłoni i z futrzaną czapką w drugiej. Jednak mało kto byłby w stanie go rozpoznać. Włosy miał roztrzepane i lekko mokre od padającego coraz mocniej śniegu. Ubrany był jedynie w stare ubrania robocze, które czuć było pieczonym mięsem i smażoną rybą. Na nogach miał średniej jakości buty – niezbyt ciepłe, ale przynajmniej solidnie zrobione. Po chwili przystanął na rogu kamienicy, gdzie, jak mu się wydawało, było najwięcej przechodniów, o których i tak było ciężko o tej porze. Przypomniało mu się, że podobno parę lat temu w pobliżu znaleziono ciało zamarzniętej dziewczynki trzymającej pudełko spalonych zapałek. Nie pozwoli, by taka historia się dziś powtórzyła. Rzucił czapkę na śnieg, stanął wyprostowany, podniósł skrzypce do ramienia i zaczął grać. Muzyka brzmiała pięknie, była dźwięczna i czysta, bez nuty fałszu. I było w niej coś jeszcze - ukryte smutek i jednocześnie radość. Zaczął grać kolędy. Pięknie ubrane panie i dostojni panowie od czasu do czasu przystawali, aby posłuchać jego gry. “Jak cudownie ten biedak gra? Gdzie on się tego nauczył?...” - szeptali panowie. “Przecież to jeszcze dziecko, a już takie umiejętności...” - zachwycały się damy. “Kto to jest?!” - pytali jeszcze inni. Byli też i tacy, którzy rzucali w jego kierunku pogardliwe spojrzenia, niczym na zwykłego żebraka. A chłopak tylko uśmiechał się i kiwał lekko głową, gdy jakiś dobry człowiek wrzucił mu parę moment.
Rozpadało się już na dobre, a młodzieniec dalej grał. Ręce mu skostniały, nogi bolały od stania i zimna, jednak on nadal grał. Minęła już prawie godzina, a on nadal grał. W pewnym momencie podeszła do niego jakaś uboga dziewczynka - może ośmioletnia. Swoim ślicznym, dziecięcym głosikiem zaczęła śpiewać do jego gry. W końcu skrzypce wydały ostatni przeciągły dźwięk. Występ się zakończył. Dziewczynka spojrzała na niego. Chłopiec schylił się po prawie pełną czapkę. Wyciągnął pięć monet i podał dziecku. Resztę przesypał do dużej kieszeni, a czapkę włożył śpiewaczce na głowę.
- Dziękuję - powiedziała.
- To ja ci dziękuję - odpowiedział skrzypek, po czym oddalił się szybkim krokiem. Chciał biec, ale zmrożone nogi nie pozwalały mu. Poza tym od dłuższego czasu doskwierał mu głód. Chodził więc, a gdy tylko spotkał biedniejszą osobę, dawał jej parę monet. Trudno stwierdzić, czy spojrzenia obdarowywanych były bardziej wdzięczne czy bardziej zdziwione. W każdym razie, gdy pozbył się całego wieczornego dorobku, wrócił wreszcie do domu. Przywitał go wściekły ojciec i zmartwiona służba. Jednak złość rodzica nie trwała długo, bowiem młody wycieńczony organizm nie wytrzymał i chłopiec padł nieprzytomny na podłogę. Obudził się po półgodzinie w ciepłym i miękkim łóżku. Obok siedzieli jego ojciec i miejscowy doktor. Czternastolatek złapał ostre zapalenie płuc.
Po dwóch tygodniach, gdy wszyscy zaczynali mieć nadzieję na poprawę stanu zdrowia chłopca, zmarł on z powodu wysokiej gorączki, której nawet cieszącemu się dobrą sławą lekarzowi nie udało się zbić. Jego ostatnimi słowami była zaniesiona po cichu modlitwa:

Zdrowaś Maryja,
Pełna łaski panienko.
Bóg ci sprzyja,
Błogosławionaś Ty i w Twym łonie ziarenko.
Najświętsza Maryjo,
Boża Matko i matko wszystkich ludzi,
Módl się za nami,
Gdy nas budzi świt i gdy nas śmierć obudzi.
Amen.

Trzeba powiedzieć, że jeszcze przez wiele lat opowiadano w Wigilię historię skrzypka z rogu ulicy. Przez długi czas wspominano ten wzruszający najtwardsze serca dziecięcy duet.
Na koniec dodam tylko, że ojciec dziecka tak bardzo przejął się czynami swego syna, że zmienił swoje zachowanie nie do poznania. Od tamtego momentu sam zaczął regularnie pomagać potrzebującym, a szczególnie czuły był na krzywdę dzieci.

 

Monika Błachowicz 

klasa 7a

Szkołą Podstawowa nr 14 w Olsztynie